Coraz częściej spotykamy się brakiem fachowców z pozornie zanikających zawodów. Brakuje nam w organizacjach kompetencji, które niezwykle trudno zastąpić czy kupić na rynku w dobie automatyzacji  i rozwoju technologii.

Mało kto pamięta, że swego czasu to w Polsce była największą w Europie kuźnia. Mało kto wie, że w naszym kraju pracuje drugi co do wielkości młot, a fundament pod jednym z młotów wynosi ponad 11 metrów żelbetonu. Jest jeszcze wiele bardzo ciekawych faktów, z których możemy być dumni. Wiemy natomiast, że nie ma już szkół zawodowych szkolących kowali, narybek tego unikatowego zawodu. Powodów takiego stanu jest wiele, ale najważniejsze jest, by zamiast szukać powodów braku kandydatów na kowali i braku takich specjalistów, odpowiedzieć na pytanie, co w takiej sytuacji zrobić.

Szkoła dla kowali

Przed takim pytaniem stanęliśmy podczas warsztatów w amerykańskim koncernie ATI mającym oddział w Stalowej Woli. Jest to jedna z największych kuźni w Europie dostarczająca odkuwek na bardzo wymagające rynki i do bardzo wymagających branż (Aerospace, Automotive, Aviation). Co było naszym celem? Wyrównanie poziomu między poszczególnymi operatorami, technologami, operatorami, pracownikami działu jakości oraz służbami technicznymi.

Zarząd podjął decyzję o uruchomieniu innowacyjnego projektu nazwanego Szkołą dla Kowali. Projekt przekazano do realizacji w ręce naszego konsultanta Andrzeja Drzymalskiego. Początkowo wzbudzało to kontrowersje i dystans. Jak to, dorosłych fachowców… do szkoły. Po pewnym czasie słyszeliśmy jednak „…fajne, ciekawe, sporo nowej wiedzy”.

Cały projekt opierał się na wymianie najlepszych praktyk w obrębie organizacji. Odpowiedni podręcznik przygotowali specjaliści zajmujący się zagadnieniami technologii, techniki i produkcji. Jego weryfikacją zajął się szef produkcji. Podręcznik został wzbogacony o jak zdjęciami i wizualizacjami. Zadbaliśmy też o to, aby dominowały w nim praktyczne, zrozumiałe zwroty.

Kolejny etap to wyszkolenie wewnętrznych trenerów. Podobno to jest najtrudniejsza część takich projektów, bo pracujemy z najtrudniejszą do opanowania maszyną jaką jest człowiek. Pracowaliśmy z naszymi trenerami z wykorzystaniem narzędzi TWI (Training Within Industry). Dopasowaliśmy metodologię do specyficznych warunków w fabryce. Nasze ćwiczenia nagrywaliśmy na kamerę, by spojrzeć na siebie z boku. Każdy moduł szkoleniowy wzbogacony był o ciekawostkę dotyczącą fabryki. Okazało się również, że nasi koledzy z działów jakości czy technologii a nawet szef utrzymania ruchu mają naturalne talenty trenerskie. Ostatnią bariera do przełamania był stres, który jako najbardziej naturalny i oczywisty składnik tego typu projektów pokonaliśmy również typowo. Zwalczyliśmy go w miejscu akcji, czyli ćwiczyliśmy i szkoliliśmy. Początkowe obawy bardzo szybko się rozwiały, kiedy w komentarzach kowali uczestniczących w projekcie pojawiały się opinie o tym, że dowiedzieli się czegoś innego. Mało tego dowiedzieli się, dlaczego czasami mają wrażenie, że ktoś się ich czepia, i że wcale to nie jest złośliwość.

Podsumowanie

Projekt został wysoko oceniony. Sami kowale przyznali, że to było bardzo ciekawe i pouczające doświadczenie, dowiedzieli się sporo nowych rzeczy, dużo wiedzy sobie ugruntowali. Wymienili się również swoimi trikami, aby jak najszybciej i najlepiej rozwiązać pewne problemy podczas pracy i obsługi urządzeń. Dowiedzieli się również, jak pewne rzeczy powinny być regulowane, obsługiwane, dlaczego tak często ulegają awariom oraz co zrobić, by ich uniknąć. Dodatkową korzyścią poza wyszkoleniem zawodowych trenerów była również integracja zespołu, wyjaśnienie wielu od lat utrwalanych mitów oraz sprowadzenie „na miejsce akcji” oczekiwanych kompetencji i wiedzy.

[/fusion_text]